piątek, 31 sierpnia 2012

"Kulinarny Sajgon"

                 Wizyta w Sajgonie to również okazja do spróbowania różnego rodzaju specjałów kuchni wietnamskiej. No może nie tylko wietnamskiej, bo jak zobaczyłem, że mogę zjeść również po europejsku, to nie mogłem się powstrzymać przed śniadaniem w naszym stylu czyli: chleb, jajko sadzone, sok itd.


                  Przyznam, że może frytki i fasola to trochę nie po naszemu, ale i tak pochłaniałem aż mi się uszy trzęsły. Najbardziej jednak przypadł mi do gustu świeży sok z papaji. Fajny smak, gęsta konsystencja- naprawdę rewelacja. Na zdjęciu widać, że bułka już nadgryziona! Po prostu najpierw musiałem sprobować, a dopiero potem pomyślałem o fotkach.

                   Bardzo spodobał mi się sposób podawania sajgonek. Na talerzu podaje się zamówione sajgonki w otoczeniu różnych ziół m. in. świeżej mięty. Sajgonkę owija się w te zioła, macza w sosie i gotowe. Rewelacja! Wydaje mi się, że u nas nie stosuje się zbyt często urozmaicenia potrawy, jakimi mogą być zioła, a już o jedzeniu rękami lepiej zapomnieć. Na szczęście są jeszcze kraje, gdzie nie ma "sanepidu" a jakoś ludzie jedzą na ulicy i żyją.


                 
                  Innym wynalazkiem były sajgonki ala owoce morza. Nadzienie składało się z krewetek, ośmiornic i innych tego typu żyjątek. Dla mnie owoce morza, to cały czas wyzwanie, bo jeśli już coś smakuje nieźle, to wygląda strasznie. Trudno przyzwyczaić się do widoku ośmiornicy na talerzu!
                  Tymczasem w przypadku sajgonek nie było widać niczego, co przyprawia o mdłości, więc uruchomione zostały jedynie kubki smakowe, które przesyłały jedynie pozytwne bodźce. Taka mała sztuczka i nawet ośmiornica była dość smakowita.


                 Sajgon jest sporo tańszy niż Hanoi. Za dobry posiłek można zapłacić do 1,5$. To naprawdę niewiele w porównaniu do ilośći i jakości jedzenia, które się za taką cenę otrzymuję.
                 Warto sprobować wszystkiego, bo przecież kuchnia to duża część kultury danego narodu. Nawet jeśli menu jest po wietnamsku,to przecież wystarczy strzelić, a dostanie się coś zjadliwego. Mnie się udało! I jeszcze widelec w zestawie!

                 Na koniec jeszcze jeden przejaw obecności polskiej w Wietnamie:)

               
                  Ławka reklamująca Plusssza, oczywiście pod uniwersytetem:D Studenci zawsze potrzebują wsparcia! 

4 komentarze:

  1. To sniadanie zaprezentowane na zdjeciu to bardziej angielskie. Tutaj uwielbiaja beansy na sniadanie, tym bardziej z jajkiem- tylko bekonu brakowało;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dla mnie to było najlepsze śniadanie od dawna,
    prawie jak w domu.

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozumiem te ciagoty do angielskich sniadan ale za te wietnamskie pysznosci, to bym wiele dala. I piwo tez widze. Zazdroszcze bardzo
    Ewa E.T.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po kilku miesiącach jedzenia ryżu dzień w dzień nawet fasola na śniadanie wygląda apetycznie.

      pozdrawiam

      Usuń