niedziela, 19 października 2014

Dandong- Korea Północna cz. 2

                        Ważną częścią każdej przygody jest towarzystwo. No chyba, że się podróżuje samemu, ale i tak każdy, kto spróbował wie, że samotne podróżowanie samotne jest tylko przez pierwsze 5 minut, potem ludzie jakoś sami się "kleją". Tym razem ekipa była dość ciekawa. 7 osób z siedmiu różnych krajów. Po kolei: Ja z Polski, a potem Chiny, Korea Płd., Tadżykistan, Liban, Włochy, Bośnia. Dlaczego o tym wspominam? Dlatego, że dla żeńskiej części tej ekipy najbardziej spektakularną częścią wycieczki był hotel. Hotel, który nie grzeszył gwiazdkami. Powiem tylko, że z okazji świąt nie było łatwo znaleźć cokolwiek. Prysznic i ciepła woda nie były na wyposażeniu. Za to kuchnia i toaleta były w dokładnie, no prawie dokładnie, w tym samym miejscu. Już nie będę się wdawał w szczegóły, ale taka lokalizacja może prowadzić do dziwnych sytuacji:) W pokojach z jednym łóżkiem potrafiło spać 8 Chińczyków. Nie zapamiętałem wiele więcej, za to dziewczyny na pytanie jak było nie odpowiadają: mur chiński- wow! Korea Północna- wow! Opowiadają za to o hotelu, ze szczegółami!
                         Noc mineła, wydostaliśmy się z tego przybytku. Naszym celem na dzisaj była najdalej na wschód wysunięta część Wielkiego Muru Chińskiego. Wielki Mur nie byłby wielki gdyby nie ciągnął się setkami kilometrów. Rzeczywiście najbardziej znane i uczęszczane części tej budowli znajdują się w okolicach Pekinu, ale mur to mur, więc nie możnabyło przegapić okazji na odfajkowanie tej pozycji.

                         Jeszcze a propos tego, że niby Wielki Mur widać z kosmosu. Czy nasz stadion narodowy widać z kosmosu? A Pałac Kultury widać z kosmosu? No właśnie!

"Wielki Mur Chiński jest największą budowlą tego typu na świecie. Wbrew powszechnemu przekonaniu nie jest widoczny „gołym okiem” z odległego kosmosu (np. z Księżyca), natomiast można go zobaczyć z niskiej orbity okołoziemskiej wraz z innymi budowlami takimi jak autostradylotniska czy tamy."
                                                                                                                                           wikipedia.pl;)


                           
                           
















                       Oczywiście, nigdzie w Dandongu nie da się zapomnięć o sąsiedzie zza miedzy. Mur znajduje się trochę poza miastem, rzeka nie jest tutaj aż tak szeroka, więc widać trochę więcej. Przede wszystkim oba nabrzeża kontrastują ze sobą niesamowicie. Po stronie chińskiej- życie, po stronie koreańskiej- brak życia! Dość dobrze było widać małą, koreańską wioskę. Małe chatki, wszystkie takie same. Żadnych maszyn, samochodów, nawet brak kabli wysokiego napięcia. Gdyby ktoś pokazał mi zdjęcie i powiedział, że to XVIII wieczna Polska, to nie miałby żadnego argumentu, żeby nie uwierzyć. Ludzie pracujący w polu również nie mieli nic, co mogłoby im tę pracę ułatwić. Widziałem tylko kogoś jadącego na rowerze. To musiał być sołtys!
                       Granicę patrolują żołnierze. Oczywiście po stronie chińskiej nie widziałem żadnego! To bardzo smutne, że ci żołnierze nie chronią swojego kraju przed wtargnięciem obcych. Oni chronią swój kraj przed ucieczką swoich własnych obywateli!












Spodobał Ci się ten artykuł???

Oto kilka innych, dotyczących moich początków w Chinach:
Wietnam vs Chiny
Wietnam vs Chiny 2.0
Chiński styl wolny

poniedziałek, 13 października 2014

Dandong- Korea Północna

                        W relacjach z podróży dość rzadko pamięta się o momencie zakupu biletów autobusowych, ale w tym wypadku musi być inaczej:) Dwa dni przed planowanym wyjazdem pojechaliśmy na dworzec autobusowy. Ten w Dalian, zaraz przy stacji kolejowej, właściwie trudno nazwać dworcem. Ot, po prostu, pare budek z biletami i autobusy ustawione wzdłuż drogi. Budki z biletami bardziej przypominały toy-toy`e, niż poważny element infrastruktury miejskiej. Choć, w zasadzie, toy toy też jest, chyba, elementem infrastruktury, szczególnie na Przystanku Woodstock. W każdym razie w kupowaniu biletów nie ma wielkiej przygody, ewnrualnie elementy poboczne mogą pomóc w budowie atmosfery. 
                         Otóż w kolejce obok pewna Pani, prawdopodobnie, nie mogła kupić biletu. Była bardzo zawiedziona. Rozpoczęła głośne lamenty, licząc, że może kasjerka wyczaruje jej z pod lady jeszcze jedno miejsce w autobusie. Lamenty nic nie dały, rozpoczęły się krzyki. Krzyki nic nie dały, rozpoczęło się walenia w szyby. Szyby to nadużucie, to raczej jakieś plastikowe cuś przyklejone na teśmę, bo dość szybko zaczęly "odlatać" od framugi. Jak już walenie pięścią nie poskutkowało, to dochodzimy do sedna sprawy. Mam ten obraz w głowie w tzw."slow motion"- spowolnieniu, bo działo się to dwa metry ode mnie. Zdenerwowana Pani sięga do swojej plastikowej torby. Myślę sobie "oho, a teraz wyciągnie gnata". Po chwili Pani wyciągnęła z torby tasak do mięsa- dość spory, dodam, zaczęła nim wymachiwać na lewo i prawo, walić w szyby. My bilety już mieliśmy, więc spokojnym krokiem udaliśmy się w tzw."długą".
                          Taki prolog, taka sytuacja. Teraz podróż w czasie i jesteśmy w Dandongu. Dandong, to raczej małe miasto, tylko ok. 700 000 mieszkańców. Generalnie nic specjalnego, poza tym, że leży na granicy chińsko- północno koreańskiej. Poza tym jest jeszcze odcinek Wielkiego Muru Chińskiego.
                          Rzeczywiście te dwa miejsca, to raczej jedyne miejsca w mieście, gdzie można zobaczyć "o jacyś turyści tu jednak są". Centrum "oglądania" Korei Północnej znajduje się przy tzw. mośćie przyjaźni. Rzeka nazywa się Yalu. Akurat w tym miejscu jest dość szeroka. Oryginalny most został zbombardowany przez Amerykanów podczas wojny koreańskiej, gdyż odbywał się tutaj przerzut pomocy, zarówno broni, jak i czynnika ludzkiego. Przyjaźń z Chinami trwa do dzisiaj. Chiny, to główny partner handlowy Korei Północnej. Widać, to na odbudowanym obok moście, który pokonuje masa ciężarówek i autobusów z chińskimi turystami.









                        Ten pierwszy dzień upłynął głównie pod znakiem obserwowania tego, co dzieje się po drugiej stronie rzeki. Zbombardowany most jest dostępny do zwiedzania. Kończy się dopiero na ok. 2/3 szerokości rzeki, także można jeszcze bardziej zbliżyć się do Korei. Po drugiej stronie widać zabudowania różnego rodzaju np. diabelski młyn- część parku rozrywki. Jednak wygląda to jak wymarłe miasto. Ludzi brak.
                         To, co widać na pierwszy rzut oka, to ogromna dysproporcja między nabrzeżem chińskim, a stroną koreańską. Po stronie chińskiej mnóstwo ludzi korzystających z życia, kolorowo, wieżowce, samochody. Po drugiej ani ludzi, ani samochodów, ani wieżowców. Kolorów też nie ma, wszystko jakieś szare, beż życia. 





                       Po rzece krążą statki wycieczkowe, wypełnione turystami. Każdy chce być jak najbliżej, tego owianego tajemnicą kraju. Nawet Chińczyków bardzo to interesuje, a przez to, że są tzw. wielkiem bratem Korei Północnej, to w teorii i praktyce są najbliżej. W pewnym momencie pojawiła się też łódź północno-koreańska, jednak znów, zupełnie kontrastująca z tymi chińskimi. Musieli to być jakieś "grube ryby", bo przecież byle kto w Korei nie ma czasu na zabawę. Panowie byli ochoczo pozdrawiani przez tłum. Odpowiadali uśmiechem i machaniem:)

                        
                     Niedawno w Dandong zatrzymano małżeństwo kanadyjskie pod zarzutem szpiegostwa. Para prowadziła tam popularną kawiarnię, z widokiem na rzekę. Kolega, który pochodzi z Dandong opowiadał, że przesiadywał w tym miejscu bardzo często, a cała sprawa jest tylko odwetem za zatrzymanie obywateli chińskich w Kanadzie pod tym samym zarzutem. Jak mówił, Kanadyjczycy nie trafili do więzienia, a do aresztu domowego w jednym z lepszych hoteli. Notkę można przejrzeć tutaj!


                      Będąc tak blisko tego kraju nie sposób nie pomyśleć, o tym, co kieruje ludźmi, żeby traktować innych ludzi jak niewolników. Nie chodzi mi tylko o szlechetny ród Kim`ów, ale wszytko to, co na świecie już się wydarzyło, dzieje się albo jeszcze nie przewidujemy, że się stanie.










Spodobał Ci się ten artykuł???

Oto kilka postów, dotyczących sąsiadów Chin:
Jinmen- złota brama do Tajwanu
Hong Kong- co zabaczyć? Nic, bo pada!
Wietnamska gościnność

niedziela, 12 października 2014

Powrót do rzeczywistości

              Jakoś tak się porobiło, że przez prawie miesiąc nie napisałem ani jednego posta. Czy dlatego, że nic się nie działo??? Tego bym nie powiedział, po prostu, nastąpił trochę brak weny, a trochę nie miałem ochoty na jakieś specjalne eskapady, także większość czasu spędziłem na campusie lub nieopodal.
              Bardzo mi się tutaj podoba, to pewne. Uniwerek, akademik, zajęcia, dzięki tym aspektom jestem naprawdę mile zaskoczony. Jak zawsze są pewne niedociągnięcia, ale wszystko da się obejść. Mieszkam na piątym piętrze i z tego względu często nie mamy wody, więc trzeba robić spacerki na inne piętra, ale czy to tak naprawdę aż taki problem. Zima idzie, nie trzeba się myć tak często:) Poza tym w Chinach czlowiek się ściera z różnymi niemającymi sensu zasadami, typu dlaczego do diaska po 22.oo nie można robić prania??
               Chińscy studenci, to mają dopiero przechlapane. Muszą wrócić do akademika przed 22.oo, bo bramy do raju się zamykają i nikogo nie obchodzi, że ktoś stoi na zewnątrz. Z tym rajem, to też tak nie do końca. Na kilku metrach kwadratowych mieszka czworo lub sześcioro osób. W polskich więzieniach bywa lepiej!
               Moja grupa liczy coś koło 10 osób. Jestem ja, a reszta to sami Koreańczycy. Nie wiem, co jest z nimi nie tak, ale mówienie chyba nie jest ich narodowym hobby. Czasami szkoda mi nauczycielki, bo doczekanie się na "las rąk" graniczy z cudem. Także zazwyczaj ja już coś mówię, bo mnie szlag trafia. Przyczyna może być taka, że 60% osób w mojej grupie nie potrafi sklecić zdania po chińsku. W takim razie dlaczego jesteśmy w jednej grupie? W Korei chyba nie za bardzo się kładzie nacisk na język mówiony. Ludzie rozumieją sporo, ale już żeby coś wydukać, to strach w oczach. Na szczęście jest jeden normalny ziomek, z którym mogę w czasie przerwy pogadać, czy też wyskoczyć wieczorem na piwo. Próbowałem rozruszać towarzystwo, zaproponowałem wspólne wyjście wieczorem. Połowa patrzyła na mnie jak na idiotę, druga połowa ochoczo wzięła udział, tyle, że już podczas kolacji( oczywiście w restauracji koreańskiej:)) raczej nikt mną się nie przejmował i gadali tylko po koreańsku, mieli mnie w d****!
                 Mimo, to klimat do nauki chińskiego jest, bez porównania, lepszy. Z nauczycielami już tylko po chińsku, z resztą w innym języku nie da rady. Nauczyciele są tutaj, mam wrażenie, bliżej studenta. W Xiamen siedziało na zajęciach po 30 osób, także kontakt był minimalny. Tutaj grupy są mniejsze, więc łatwiej nawiązać jakieś relacje. Poza tym poziom j. chińskiego coraz wyższy, więc od razu możliwości szlifowania mowy jest więcej i więcej. 
                Chińczycy na początku października obchodzą swoje święto narodowe, także przez około tydzień każdy, kto może podróżuje. W najbardziej turystycznych miejscach może być trudno o miejsca do stania:) Znajomi tłumnie ruszyli do Pekinu. Mnie jakoś jednak tam nie ciągnie. Mam wrażenie, że Pekin nie zając. Do Pekinu zawsze można pojechać, więc lepiej na początek poobczajać, to co znajduje się o rzut kaminiem stąd. Stąd pomysł, aby zorganizować krótką wycieczkę do Dandong. Miasto tuż przy granicy z Koreą Północną. Rzeczywiście można rzucić okiem na ten najbardziej odizolowany kraj na świecie, poczuć choć trochę jego atmosferę. Wszelkie wyobrażenia na temat tego kraju można zrewidować lub nie. Bardzo ciekawe miejsce. W DanDongu można również odwiedzić najbardziej na wschód wysuniętą część Wielkiego Muru. Co za tym idzie, Wielki Mur mam odfajkowany:)
                Więcej szczegółów z tej wyprawy już wkrótce...