środa, 27 lutego 2013

Żubrówka po chińsku

                 
           
           Pisałem już kilka razy o kulturze picia alkoholu wśród Chińczyków. Albo w zasadzie o jej braku, bo jakoś rzadką rozrywką wśród chińskiej społeczności jest plotkowanie przy browarze czy robienie czegokolwiek przy browarze. 
                 Zaznaczam, że to tylko moje obserwacje. Czytałem na innych blogach, że spotkania biznesowe, na przykład, upływają pod znakiem báijiǔ. Przy innych okazjach też się pije, ale do tej pory nie widziałem, żeby ktoś się zauważalnie "ubzdryngolił".
                 
                 Zawsze wyjeżdzając w dalekie kraje mam spakowaną butelkę żubrówki. Taka to już tradycja. Owa butelczyna była już ze mną i w Kenii, i w Wietnamie, no i teraz w Chinach. Oczywiście nie ta sama butelczyna. Każda z wcześniejszych została skonsumowana w mniej lub bardziej szokujących okolicznościach.
                   Wiąząc "sprzęt' do Chin miałem świadomość, że nie będzie łatwo znaleźć chętnych do konsumpcji spośród znajomych mi Chińczyków.
                    Jako, że wróciłem po ponad miesiącu niebytnośći zaprosiłem znajomych do siebie na małe spotkanko. Oczywiście oprócz różnego rodzaju przekąsek, przyniesionych przez znajomych, głównym trunkiem było piwo. Po kilku "pięćdziesiątkach" piwa- tak się pije tu piwo, nabrałem odwagi do zaproponowania zebranym żubróweczki. Wszyscy spróbowali, wszystkim smakowało i po sprawie! W zasadzie właśnie tak było.
                     Zupełnie niespodziewanie jeden z chińskich kolegów poprosił o jeszcze. Na zdrowie- pomyślałem, a może też powiedziałem!
                    Od tego momentu kolega odstawił piwo i przez resztę wieczoru polewał sobie naszej żubróweczki i sączył powoli niczym jakiś eliksir lub nalewkę "babuni"
                         Po wypiciu prawie całej flaszki był dalej bardzo rześki, może nawet bardziej niż zwykle:) Na pewno zadał kłam tym, co mówili, że Chińczycy nie potrafią pić. Może nie od razu wszysycy, ale tragedii nie ma!

                        Morał z tego taki, że kumpla "od kieliszka" można znaleźć wszędzie, byleby tylko za często nie wpadał na wódeczkę:)

                     A ja po kilku dniach zostałem bez polskich artykułów spożywczych, których wcale nie mało nawiozłem.




Spodobał Ci się ten artykuł???


Oto kilka innych dotyczących kultury picia w Chinach:
Jak zdobyć Browara na chińskim basenie:)
Parę słów o chińskim piwie.....
"Wódka" ryżowa




poniedziałek, 25 lutego 2013

Powrót do "nieszarej" rzeczywistości

                 
       Zawsze po różnego rodzaju urlopach, przerwach, długich weekendach, mówimy, że teraz trzeba będzie wrócić do szarej rzeczywistości. Zazwyczaj to prawda, ale tym razem i w moim przypadku raczej było inaczej.
                 Miesiąc w Polsce upłynął pod znakiem "ładowania akumulatorów"- dosłownie i w przenośni. Psychicznie przygotowywałem się na kolejną rozłąkę. Z kolei fizycznie, rozbudowywałem masę mięśniowo- tłuszczową po to, żeby móc ją tracić dzięki ryżowej diecie cud:)
                 Tak mi minął miesiąc w Polsce. Opuszczać kraju niby mi się trochę nie chciało, ale wiedziałem, że to taka "zmyłka" mojej podświadomości, której słodkie lenistwo, z resztą tak samo jak i mnie, bardzo się spodobało. 
            W każdym razie wiedziałem, że czeka mnie tylko więcej wrażeń, więc nie ma co się rozczulać. Chiny to dość ciekawy kraj, więc nudą napewno nie będzie wiało.

                 Opuszczając Chiny byłem zziębnięty do szpiku kości. Kilka miesięcy wcześniej śmiałem się, kiedy słyszałem, że zima przy temp. +10 stopni potrafi dać w kość. Myślałem sobie, że przecież u nas to i -20 bywa, więc co Wy mi tu pitolicie ludzie, życia nie znacie!!!
                 Rzeczywiście mieli rację, przez 6 tygodni tylko szukałem możliwośći ogrzania się, czułem się fatalnie i było fatalnie. Kilka dni przed wylotem do Polski, sprawdzam temperaturę, a tam -10, co raczej nie jest dziwne w połowie stycznia, no ale spodziewałem się chyba jakiegoś cudu. Do diaska! Pomyślałem.
                 Jakież było moje zdziwienie kiedy okazało się, że jest mi cieplej przy -10 w Polsce niż przy +10 w Chinach. W dodatku w Chinach byłem stosunkowo lepiej ubrany. Wilgotność robi swoje. Polecam przeżyć to na własnej skórze, bo na słowo trudno uwierzyć.
                 Opowiadałem to wiele razy w Polsce i widziałem po minach, że lepiej nie drążyć tematu:)

                 Teraz na szczęście jest już wiosna, więc humor dopisuje i jestem przekonany, że będzie ciekawie.

                                                                                                                    Pozdrawiam!