niedziela, 15 listopada 2015

Pandy

                        Jak wygląda panda każdy wie. Niestety jest ich coraz mniej, dlatego też próbuje się im pomóc przetrwać. W Chengdu jest właśnie takie miejsce, gdzie pandy sobie mieszkają, a ich głównym zadaniem jest "się mnożenie":) Patrząc jednak na ich leniwy i ślimaczy tryb życia, trudno sobie wyobraźić, żeby zabierały się do tego mnożenia z jakąś szczególną ochotą.
                                  Największe zaciekawienie budziły kilkumiesięczne "pandziątka". Jeszcze niezbyt potrafiące chodzić. Leżały sobie na kocykach, próbowały się ruszać, ale kończyło się to upadkiem z platformy, co z kolei budziło przerażenie tłumu:)
                                  Z tego, co zaobserwowałem pandy spędzają czas głównie na jedzeniu liści. Są to duże, masywne zwierzęta, więc trochę tych liści muszą zjeść, żeby zaspokoić głód.





















Spodobał Ci się ten artykuł???



Oto kilka innych, równie ciekawych:
ChangBaiShan, czyli wulkan cz.1
Mongolia Wewnętrzna cz.1
Harbin, czyli chińska, daleka Północ cz. 1
Dandong- Korea Północna

niedziela, 1 listopada 2015

Yading- Podsumowanie

                        Na koniec przygody małe podsumowanie i spojrzenie z trochej innej perspektywy. Do tej pory były krajobrazy, teraz trochę więcej ludzi. W końcu ci Tybetańczycy okazali się bardzo przyjaźnie nastawieni, uśmiechnięci, pomocni. Czasem trochę napastliwi, ale przez te kilka dni "żniw" zapewne musieli zarobić na kilka miesięcy życia, więc po prostu wszystko trzeba zrozumieć.
                        Poniżej właśnie zdjęcie z Kangding, a dokładniej z okolic dworca autobusowego. Już się czają Panowie na turystów. 


                        .... są też i tacy, którzy odnaleźli się w innej niszy. W końcu turyści bywają głodni.




                          Poniżej kilkoro z lokalnej starszyzny.....





                       A tak wygłada w Chinach- rzodkiewka:)


                        Wszechobecne, uliczne grille. Najpopularniejsze, a jakże, mięso jaka.







                         Częsta atrakcja- stado jaków na środku drogi.






                        Koni też wszędzie pełno:)


                       Jeden z naszych kierowców. Miał nos jakby od urodzenia wciągał jakieś białe proszki. Faktycznie niewiele mu z tego nosa zostało. Był, rzeczywiście, trochę narwany i nie krępował się przy nas. Może to po prostu rodzaj tabaki;).


                       Koleżanka nie dość, że odważna, to jeszcze wścibska, wlazła ludziom do domu. Aż dziwne, że nie poszczuli jej zwierzyną jakąś:)






                        Na bazarze wszędzie pełno łbów jaków bez reszty ciała, niestety. Same łby chyba najlepiej się nie sprzedają.


                        Dzieci noszone w zawiniątku na plecach. To akurat częsty obraz w całych Chinach.




                        Te spieczone poliki to prawdziwy znak rozpoznawczy Tybatańczyka:) Czy dziecko czy dorosły każdy to ma.






                       Luz. Wjechał autem za głeboko do rzeki, nie może wyjechać, ale nie powodu do zmartwień.


                      Techniki schładzania piwka też opanowane!










 

                        
                       Jako, że to region autonomiczny to nad znakami chińskimi można wypatrzeć również pisownię tybetańską. Na szczęście Tybetańczycy są dwujęzyczni, więc nie było problemu z porozumiewaniem się( po chińsku).




                        No i czywiście wszędobylskie swastyki. Oczywiście znak ten był używany od wieków. jest symbolem szczęścia i pomyślności w buddyźmie czy hinduiźmie. Nie wiele można poradzić na to, że Niemcy zrujnowali ten znak na zawsze:(




Spodobał Ci się ten artykuł???


Oto kilka innych z tej samej podróży:
Sichuan- rowerem wokół Daocheng
Sichuan- Park Krajobrazowy Yading
Sichuan- Daocheng cz.2
Sichuan- Kangding cz.1