piątek, 27 września 2013

Lepiej niż w Polsce, gorzej niż w Polsce

               Dzisiaj zdobędę się na takie małe porównanie tego jak sprawy się mają w Chinach, a jak w Polsce. Pierwsza rzecz dość błacha: załatwienie czegokolwiek w dziekanacie, druga rzecz trochę ważniejsza życiowo, czyli sprawdzenie stanu zdrowia studenta.
               Jako, że każdy student ubiega się o pozwolenie pobytu w Chinach, to w dbałości o "czystość rasową" każdy musi przejść tzw. całościowe badanie zdrowia. Po prostu ludzi z konkretnymi dolegliwościami na dłużej do Chin nie wpuszczą, co by zarazy taki nie roznosił.


niedziela, 22 września 2013

Pierwszy tydzień na Campusie

                      
              Wczoraj minął tydzień odkąd przeprowadziłem się do akademika. Przy okazji oficjalnie zostałem studentem. Muszę przyznać, że nie był to łatwy tydzień. Teraz wychodzimy na prostą, więc emocje opadają, a mogę się założyć, że każdemu z moich kolegów studentów języka chińskiego, co najmniej raz przeszła przez głowę myśl, żeby albo rzucić to w cholerę albo przynajmniej "kill them all" za to jak słabe było wszystko ze strony organizacyjnej.
                       Ale po kolei:

                      Pierwszego dnia, czyli w sobotę 14-go września każdy musiał przejść przez proces rejestracji. Spodziewałem się, że będzie sporo osób, że trzeba będzie odstać swoje w kolejce itd. Przypuszczałem, że potrwa to maks 2 godziny. Myliłem się i to bardzo.
                      W sumie trzeba było zaliczyć ok. 6 czy 7 stanowisk. Do każdego stało się w tak samo długiej kolejce, bo niby wszystko miało swoją określoną kolejność. Przy każdej z nich trzeba było wypełnić kwestionariusz. Cała impreza zajeła mi ok. 6 godzin. Dobrze, że chociaż mieliśmy do dyspozycji wodę.




                    Potem kolej na akademik. Na pierwszy rzut oka poszło gładko. Dostałem klucze, znalazłem budynek, poprosiłem chińskich wolontariuszy o pomoc, żeby mieć pewność, że wnoszę swoją 25 kilową walizkę w odpowiednie miejsce. Po jakichś trzech godzinach "pukanie do drzwi". Otwieram a tam ta sama osoba, która pomogła mi znaleźć pokój. Mówi, że jednak to nie ten pokój, że muszę się przenieść natychmiast, bo cośtam. Temperatura pod kopułą sięgneła zenitu. Zaczęła przepraszać, że nie wiedziała itd itp. Szczerze mówią to miałem jej tłumaczenia głeboko w .....
                           Chyba się trochę wystraszyła, mimo to, że nic nie powiedziałem, ale i tak mój wzrok powiedział wszystko.


                      Kolejne dni upłynęly w podobnym stylu. Okazało się, że do stołówki mamy 20 minut z buta, tak samo do jedynego supermarketu. Internetu w akademikach też nie ma dopóki się nie podpisze umowy z dostawcą. Zasięgu też czasami nie ma, nie mówiąc a internecie mobilnym.
                      Zadupie jak się patrzy. Na szczęście otworzyli świerzą stołówkę, tylko 5 min spaceru. Internet też już mam, ale po tygodniu oczekiwania na jakiegoś wyimaginowanego serwismena, na którego i tak się nie doczekałem. Działa, bo gdzieś przypadkiem usłyszałem co trzeba zrobić. Przynajmniej jest całkiem szybki.
                      Od października ma być zasięg i wi-fi za darmo.
                      Do przemieszczania się po campusie zakupiłem rower.

                      Sytuacja życiowa powoli wraca do normy. Za chwilę rozpoczynamy zajęcia. Co chwila poznaje się jakichś nowych ludzi. Podsumowując zapowiada się całkiem ciekawie.
                      Chińczykom za organizację stawiam pałe na pół dziennika:)

poniedziałek, 9 września 2013

Xiamen- mało chińskie miasto


                       Kolejny dzień zmagań z nowym, dla mnie, miejscem na chińskiej ziemi. Szarych miejsc na mapie jeszcze bardzo dużo. Powoli jednak pojawiają się też miejsca odkryte. Krok po kroku, za jakieś szesnaście lat bedę znał wyspę Xiamen jak własną kieszeń:)

                       Nie jest to dla mnie nic nowego. Nauczony doświadczeniem, wiem, że zawsze płaci się tzw. "frycowe" w miesjcu, którego się nie zna. Trochę czasu mija zanim człowiek się ogarnie w tej ciemni. Jak już oczy się przyzwyczają, to robi się elegancko. Na szczęscie na brak wolnego czasu, przynajmniej do poniedziałku, nie narzekam, więc mam czas, żeby to i owo pooglądać.
                       Dzisiaj znalazłem wzmiankę o pewnym zacnym deptaku, oczywiście poświęconemu dla potrzeb usług i handlu. Opis i opinie turystów bardzo pochlebne. Całość znajduje się na południu wyspy, w dystrykcie Siming. Niedaleko głównego Campusu Uniwersytetu. Spodziewałem się raczej czegoś w chińskim stylu tzn. mnóstwa kolorowych straganów z różnymi cudami, przekąsek na wyciągnięcie ręki itd. 
                     

niedziela, 8 września 2013

Xiamen- pierwsze wrażenia

                       Dziś po raz pierwszy wypuściłem się na miasto. Jako, że nikogo tutaj nie znam, to muszę być zadowolony z faktu osiągnięcia dwóch podstawowych celów: starego campusu uniwersyteckiego i plaży.
                       Do tej pory wydział dla obcokrajowców był umieszczony właśnie w tym starym campusie. W tym roku, stety albo niestety, przenieśli nas do nowo wybudowanego campusu trochę na uboczu, poza wyspą Xiamen, czyli sercem miasta. Zastanawiam się teraz "dlaczego do diaska?". Klimat bardzo fajny, bardzo blisko plaży itd. itp. O nowym campusie zrobię osobnego posta, ale generalnie jest "nówka funkiel", jednak bez klimatu, który ma "stara" miejscówka.
                       Xiamen, rzeczywiście, jest miastem innym niż te, które do tej pory w Chinach widziałem. Bardzo dużo tutaj zieleni, ulice są bardzo zadbane. Stawia się na rekreację. Mnóstwo otwartych instalacji rekreacyjnych( siłownie, place zabaw). Do tego ścieżki rowerowe czy biegowe z widokiem na morze. Także na tyle ile mogę powiedzieć po kilku godzinach, to rzeczywiście w takim miejscu musi się dobrze żyć.
                       Plażę też znalazłem, choć co to za wyzwanie znaleźć plażę na wyspie??? Pospacerowałem, poleżałem, pooberwowałem ludzi, zamoczyłem stopy. Jakto na plaży możliwoście dośc ograniczone:)
                       Poniżej wynik moich obserwacji w formie obrazkowej:







czwartek, 5 września 2013

Pożegnanie z Guangzhou

                        Szczerze mówiąc, to myślałem kiedyś, że zabawię tutaj na dłużej. A bo robota jest, stabilizacja też, więc niby fajnie. No, ale jakoś się porobiło, że Guangzhou jako takie mi się znudziło:). Poza tym przyjechałem do Chin, żeby uczyć się języka a nie zbijać kokosy, pracując jako inglish ticzer.
                        No i właśnie ta chęć nauki języka sprawiła, żeby znowu trochę w swoim życiu pozmieniać. Nauka we własnym zakresie jest jaka jest- każdy wie! Mimo, że otoczony miliardami Chińczyków szło to wolno, przynajmniej dla mnie, za wolno.
                          Z tego wszystkiego powstał pomysł, żeby rzucić to wszystko w buraki, przenieść się do nowego miejsca i zacząć na poważnie uczyć się tego języka. Dwie pieczenie na jednym ogniu chcę upichcić- i zobaczyć coś nowego, ciekawego i podjąć poważną edukację.

poniedziałek, 2 września 2013

[Przegląd Prasy Chińskiej] Czy Chińczycy to romantycy???

                       Myśląc o, przesączonych romantyzmem, zalotach każdy pomyśli, że zdolni są o tego głównie przedstawiciele narodów południowych. Włosi, Hiszpanie, Francuzi czy np. Latynosi. Ci Francuzi to akurat nie tak bardzo "bardziej południowi" niż Polacy, ale renomę mają w tym względzie nieporównywalną. Polacy to pewnie tak samo jak w rankingu FIFA( piłka nożna) na miejscu ok. 70 między Laosem a Togo.
                       A jak tam u Chińczyków można zadać pytanie. Niby się mówi, że kobiet jest o wiele mniej niż meżczyzn z uwagi na politykę jednego dziecka. Teoretycznie, więc Chińczycy powinni stawać na głowie, żeby jakoś tam pannę swoją osobą zainteresować:)