niedziela, 11 października 2015

Sichuan- Daocheng cz.2

                        Po pełnym dniu i dwóch nocach w Kangding przyszła pora ruszyć się i udać w dalszą drogę. Tym razem do Daocheng. Jakieś 400km po górach, czyli kolejne 10 godzin spędzonych na czterech kółkach i, co gorsze, na czterech literach:) Zapoznany wcześniej tybetański kierowca zgodził wynająć się za jedyne 200 yuanów od łebka. Po drodze mieliśmy pokonywać przełęcze na ponad 4000 metrach. Tu niejako gratis tybetański kierowca zgodził się zatrzymywać, abyśmy mieli okazję cyknąć kilka "sweetfoci".

                        Muszę przyznać, że najadłem się trochę strachu. Dobrą, nową drogę zniszczyło, prawdopodobnie, zeszłoroczne trzęsienie ziemi. Niestety jeszcze nie doprowadzono jej do porządku. W zamian machnęli jakąś prowizorkę, taką sobie polną drużkę na wysokości 4000 metrów. Żadnych słupków odgradzających od przepaści. Po drodze można zauważyć auta kilka metrów poniżej poziomu drogi. Te, które osunęły się tylko parę metrów i można je zobaczyć to pół biedy, ale co z tymi, których zauważyć się nie da? W drodze powrotnej pokonywaliśmy tę trasę autobusem. To dopiero była jazda. Dłonie pociły mi się identycznie jak przed lądowaniem w samolocie.
                        Dojechaliśmy bez problemu. Znów z siedmiu godzin zrobiło się 14, więc zajechaliśmy jakoś po 20stej. Po drodze tybetański kierowca stwierdził, że jest zmęczony i przedstawił na kolejnego tybetańskiego kierowcę. Było nas pięcioro, a auto siedmioosobowe, więc tybetański kierowca zamiast jechać, próbował zorganizować sobie dwóch kolejnych pasażerów. Po dłuższej chwili zdecydowaliśmy zapłacić mu trochę więcej, byle tylko jechał... W sumie wyszła z tego całkiem fajna znajomość. Parę razy nam pomógł np. znaleźć tani hostel.
                        Daocheng to małe urokliwe miasteczko. Tylko 100km od celu naszej wyprawy, czyli rezerwatu Yading. Myślę, że Tybetańczycy stanowią tutaj już ogromną większość. Chińczycy Han czują się tutaj pewnie jak mniejszość narodowa. Hostel, w którym spaliśmy był stylizowany na klasyczne tybetańskie gospodarstwo.  Z resztą mnóstwo tutaj oryginalnych tybetańskich budowli, restauracji itd itp. Oczywiście coraz więcej również nowych inwestycji, luksusowych hoteli, sklepów itd.

























Spodobał Ci się ten artykuł?


Oto kilka z października 2014:
Dandong- Korea Północna
Dandong- Korea Północna cz. 2
JinLong Park

3 komentarze:

  1. Radek, zmień opis po lewej stronie, bo cały czas masz: DLACZEGO DZIEŃ DOBRY HANOI??? A przecież blog nazywa się "Dzień dobry Chiny" ;) poza tym - znasz dobrze chiński i kulturę biznesową Chin? :)

    Polecam: www.merwinski.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tzn. adres jest dziendobrychiny... a w sumie FB jest Dzień Dobry Hanoi... więc już chyba nieistotne ;)

      Usuń
    2. Wiem, narobiłem trochę zamieszania z tymi nazwami, ale adres strony warto było zmienić, a nie chce zmieniać nazwy, bo ją lubię. Chiński znam coraz lepiej, a i chińczyków ogarniam coraz lepiej.

      pozdrawiam

      Usuń