sobota, 22 grudnia 2012

Dość Magiczny Dzień

                 Miałem okazję spędzić ostatnie 2 dni w Huadu( północny Kanton), nazwijmy to roboczo "w celach służbowych". Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie kilka istotnych szczegółów. Jak wiadomo czasami szczegóły potrafią zrujnować coś naprawdę fajnego, albo wręcz odwrotnie potrafią sprawić, że zwyczajny dzień nabiera rozmachu.
                 Proszę, nie spodziewajcie się, że superman uratował mnie przed zagładą czy coś w tym stylu. Po prostu kilka rzeczy mnie zaskoczyło, pozytywnie oczywiście:)
                Po pierwsze, nauczony doświadczeniami, spodziewałem się, że podróż będzie katorgą, że nie będę wiedział gdzie jestem, że nie będę potrafił spytać o drogę itp. itd. A tu niespodzianka wszystko poszło jak spłatka. Wszystko płynnie, bez żadnej wpadki. Kupno biletu, nawet dogadałem się z kasjerką, rewelacja. W ogóle śmieszne jest to, że nawet jak się natrafi na kogoś, kto mówi po angielsku, to musi minąć chwila, żeby sobie uświadomić, że to faktycznie jest angielski. Chińczycy mają to samo z Białymi mówiącymi po chińsku. Wcześniej tego nie rozumiałem, teraz rozumiem!
                 Po kilku godzinach oczywiście zgłodniałem, więc ruszyłem na poszukiwanie lokalu. Poszukiwanie lokalu, restauracji polega w Chinach na tym, żeby znaleźć takie miejsca, gdzie w menu albo na ścianach mają  zdjęcia potraw. Wtedy sprawa jest prosta, można pokazać palcem i gitara. Jeśli nie ma obrazków, to trzeba strzelać zupełnie w ciemno tzn. w chińskie znaki. Niestety mój poziom języka nie pozwala na to, żeby z kimś negocjować, co ma znaleźć się na talerzu.
                 Znalazłem knajpe, obrazki były, pokazałem paluchem, że chcę to! Zdjęcia w menu były bardzo słabej jakośći, ale zaryzykowałem. Jedzenie było dobre, ale to nie jest najważniejsze. Ja patrzę a kelnerka niesie w moim kierunku.. UWAGA, UWAGA --- nóż, widelec i łyżkę. Otępiałem z zachwytu. Ostatnio te rzaczy miałem w ręku parę miesięcy temu podczas wycieczki do Halong Bay. Wtedy też otępiałem. O dziwo jeszcze pamiętam jak się tego używa:)
                  Ostatnia rzecz to hotel, w którym mam spędzić noc. Bardzo fajny hotel, koszt 90juanów, czyli jakieś 45złotych. Wszystko elegancko, ciepła woda, wifi. Hotel w porządku, ale nie to jest najważniejsze:)
                  Jak wiadomo, albo i nie wiadomo, w Chinach panują toalety rodzaju "dziura w podłodze" Enjoy!  Nie chcę się wdawać w szczegóły, ale przyznam, że "pozycję dojazdową" mam opanowaną do perfekcji:) 
                  Proszę sobie wyobrazić, że wchodzę do hotelowej łazienki, a tam czeka na mnie muszla klozetowa, czegoś podonego nie widziałem już ponad 2 miesiące. W Wietnamie muszle są na porządku dziennym wszędzie, dzięki Francuzom- przypuszczam. 
                  Morał z tego taki, że wystarczy naprawdę niewiele, żeby dzień stał się magiczny. Szczególnie jak się trochę zmieni perspektywę, na chińską najlepiej:)
                       Niestety nie wziąłem ze sobą aparatu. Z drugiej strony czy zdjęcie widelca i muszli klozetowej byłyby wystarczająco egzotyczne?




Spodobał Ci się ten artykuł???


Oto kilka innych, równie ciekawych:

I znowu niespodzianka:D
Ostatni tydzień pracy w chińskiej podstawówce- Poniedziałek
Chińskie zabawy na plaży [+18]
Chińska szkoła publiczna- Witaj w raju!
W chińskim supermarkecie




1 komentarz:

  1. :)TOBIE I TOWARZYSZCE DOLI (NIEDOLI)ZGODNYCH Z POLSKIM KALENDARZEM ZDROWYCH SPOKOJNYCH ŚWIĄT.OBYŚCIE DŁUGO ŻYLI A WASZE DZIECI BOGATYCH RODZICÓW MIAŁY.

    OdpowiedzUsuń