poniedziałek, 21 lipca 2014

Wuyishan cz. 1

               Nadszedł długo wyczekiwany moment, czyli kilka dni wolnego. Przez ostatnie tygodnie nie miałem chwili wytchnienia, ciągle tylko praca i praca, i tak aż do porzygu:) Na szczęście udało się wytrwać i teraz mam już na szczęście trochę luźniej. Pracuję tylko w weekendy, a od poniedziałku do piątku mam czas na ładowanie akumulatorów. Angielskiego miałem dośc do tego stopnia, że przez te kilka dni wycieczki nie powiedziałem w tym pięknym języku ani słowa. Czasami młodzi Chińczycy zagadywali po angielsku, odpowiadałem grzecznie, że po angielsku niestety nie umiem:)
                  W zeszłym tygodniu padło na góry Wuyishan w pólnocnej części mojej prowincji, czyli Fujian. Patrząc na mapę wydaje się, że to dość blisko, więc podróż powinna być krótka i przyjemna. Jednak mimo, że prowincja stosunkowa mała, to jednak 120 000 km2 ma. Także w sumie z przesiadką w Fuzhou wyszło ok. 10 godzin.
              Inna sprawa, że wyjazd mieliśmy zaraz po finale Mistrzostw Świata, więc nastąpił wspaniały teleporcik. Pierwsza pobudka w Fuzhou, a potem kolejna już na miejscu:) Odczuwalny czas podróży 33 minuty- polecam:)

             W Wuyishan zameldowaliśmy się ok. 18.oo. Jeszcze na dworcu wypatrzyła nas tzw. rekruterka, czyli Pani, której celem było zwerbowanie kogoś na pokoje. Silną wolę miałem dość słabą akurat, więc wylądowaliśmy w hoteliku blisko dworca. Wylądowaliśmy jak się okazało później całkiem dobrze.
            Niewiadomo czemu Pani Rekruterka chciała, nas- dwóch chłopów, wcisnąć do pokoju z jednym dużym łózkiem. Nie za bardzo chcieliśmy się na to zgodzić, więc z wyraźnym niezadowoleniem ulokowała nas ostatecznie w pokoju z dwoma łóżkami na 5tym piętrze. Jak się potem okazało chodziło o to, że gdybyśmy spali w jednym łóżku na 2 piętrze, to nie musieliby włączać pompy, żebyśmy mogli mieć wodę, czyli byłaby oszczędnośc prądu. Łatwiej byłoby też podsłuchiwać pod drzwiami czy używamy klimatyzacji i czy już się wykąpaliśmy, więc można wyłączyć boiler. No a tak, za każdym razem ktoś musiał właźić na to 5te piętro. Zazwyczaj był to mąż, który wyglądał dużo słabiej od swojej Pani. Od razu było widać kto tu rządzi. W dodatku nie można się było z nim dogadać po chińsku, Pani Rekruterka rozumiała za to wszystko. Trudno czasami nadążyć za Chińczykami:)
            Pierwszy dzień był dość krótki. Zmęczenie materiału po nieprzespanej nocy nia dało o sobie zapomnieć. Spanie w pociągach też nie należy do najbardziej efektywnych. Także zdążyliśmy tylko pojechać "na miasto" na obiad, a potem 5 minut po powrocie do pokoju udało się zaliczyć eleganckiego zgona, czyli zasnąć zanim głowa z hukiem uderzyła o poduszkę:)

           Więcej jutro...


wuyishan, fujian, chiny, dzień dobry hanoi

                Restauracja typu, co pokażesz palcem, to ci zrobią:) Trzeba przyznać, że całkiem ładnie to wygląda.


wuyishan, fujian, chiny, dzień dobry hanoi

wuyishan, fujian, chiny, dzień dobry hanoi

               Mięsa wyglądają może trochę mniej apetycznie, ale po przyrządzeniu zapewne zjadliwe:)

wuyishan, fujian, chiny, dzień dobry hanoi

wuyishan, fujian, chiny, dzień dobry hanoi

                Piwo lokalne, ale smak już, niestety, krajowy. Chińskie piwa dość daleko odbiegają od naszych standardów:(

wuyishan, fujian, chiny, dzień dobry hanoi

wuyishan, fujian, chiny, dzień dobry hanoi

               Moje największe odkrycie kulnarne w Chinach, czyli bakłażan. Jak widzę, że jest, to jem:)

wuyishan, fujian, chiny, dzień dobry hanoi

                Powyżej pomidor z jajkiem. Taka trochę nasza jajecznica, tyle, że odwrócone proporcje. Poniżej rybka...

wuyishan, fujian, chiny, dzień dobry hanoi






Spodobał Ci się ten artykuł???

Oto kilka innych o podobnej tematyce:
DanxiaShan cz.1
Park Krajobrazowy Nanling 
Zatoka Halong

1 komentarz:

  1. Bakłażan to także mój przysmak! Przyrządzany na różne sposoby, smażony, pieczony na słodko bądź w oleju. Co do piwa to smak poszczególnych gatunków chińskich piw trochę się od siebie różni... Udanych wakacji !

    OdpowiedzUsuń