wtorek, 8 września 2015

Syczuan- moja historia prawdziwa

                        Na początku lipca skontaktowałem się ze szkołą, do której aplikowałem o stypendium. Raczej pewny siebie nie mogłem uwierzyć kiedy miła Pani poinformowała mnie, że niestety w tym roku się nie udało, że konkurencja była ostra, że może za rok. Cały mój świat runął na jakieś 5 minut. Tyle zwykle zajmuje mi otrzepanie się po jakimś kataklizmie. Po 5 minutach zacząłem już kombinować jakby tu oszukać system i jednak zostać w Chinach i uczyć się dalej tego chińskiego. Zarys był gotowy po kolejnych 5 minutach. Chciałem do Syczuanu, to pojadę sam, bez niczyjej pomocy.
                        Najgorsze z tego wszystkiego było to, że musiałem odwołać wszystkie plany wakacyjne, a były muszę się pochwalić, zacne. Była Korea Południowa, a raczej miała być! Potem był pomysł Korei Północnej( tak można sobie pojechać na zwiedzanie bez większego kłopotu), były kierunki chińskie. Ale cóż, odcięli mi finansowanie, więc musiałem zostawić siano na przyszłe czesne itd. Wróciłem do Polski pierwszym samolotem, nikogo nawet nie informując, lubię niespodzianki!
                        Lato w Polsce jest super. Nie miałem okazji poczuć tego przez chyba 4 ostatnie lata, także mówię wszem i wobec: lato w Polsce jest super! 
                        Po jakichś dwóch tygodniach pobytu w Polsce otrzymałem maila z Ambasady Chińskiej, uroczyście informującego mnie, że uzyskałem stypendium. Zdziwienie, radość i niedowierzanie w pigułce. Trochę nie wiedziałem co się kroi. Ogólnie wspaniale, ale czemu dwa tygodnie wcześniej nie było, a teraz jest. Trochę mi szkoda, bo te dwie Koree teraz tak daleko. Ale najważniejsze, że finansowanie zapewnione. Nie zjem kilku obiadów, nie wypiję kilku piw i znajdzie się siano na bilet do Korei. Generalnie mam lekkiego bzika na punkcie tej Korei, nie chcę wnikać w szczegóły, ale bzik jest, niezidentyfikowany póki co.  
                                  No więc wszystko się dobrze skończyło. Może teraz nawet bardziej to wszystko docenię, bo likwiduje to stypendium mnóstwo problemów.
                              Ano i jestem w tym Syczuanie, w Chengdu dokładnie...
                              A więcej o Chengdu i Syczuanie już od następnego razu:)



                              

7 komentarzy:

  1. Jest dobrze a będzie jeszcze lepiej. Bierz byka czy coś tam za rogi :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Grunt to się nie poddawać :D Gratuluję. Może kiedyś jakieś piwko nad pikantnym syczuańskim żarciem wypijemy...

    OdpowiedzUsuń
  3. udało się zatem powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  4. My też miałyśmy podobny problem i zdecydowałyśmy się zostać pracując, byle by tylko być w Chinach. Ale z chińskim, szczególnie tym pisanym to coraz gorzej...:(

    OdpowiedzUsuń
  5. super, ja mam w planach na przyszły rok

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja z kolei za dwa lata chcę tam się wybrać:)

    OdpowiedzUsuń