czwartek, 4 kwietnia 2013

Hong Kong- co zabaczyć? Nic, bo pada!

                2- dniowa wycieczka wizowo-odświeżająca zakończyła się niestety połowicznym sukcesem. Wiza, co prawda, jest, no ale jeśli chodzi o zwiedzanie, to udało się niewiele.
                Niestety Hong Kong przywitał mnie( a właściwie nas) pogodą, która dość skutecznie odbierała ochotę do dogłębnego poznawania miasta. Z marszu trzeba było zapomnieć o wszystkich atrakcjach, które opierają się na podziwianiu widoków. Przejrzystość powietrza i zachmurzenie nie dawały szans na zauważenie czegokolwiek.
                 Z drugiej jednak strony, trochę udało się zwiedzić, więc koniec narzekania- przejdźmy do opowiadania:)

                 Hong Kong to miejsce o bardzo dużej gęstości zaludnienia. Dużo ludzi, mało miejsca- taki wniosek wyciągnie każdy, kto spędzi w tym mieście więcej niż 30 sekund. Brak przestrzeni nadrabiany jest jej oszczędnością i rozbudowywaniem do góry, a nie jak wszędzie indziej w szerz.
                 Bardzo łatwo można to zauważyć w różnego rodzaju niskobudżetowych hotelach. Pokój w takim miejscu jest niewiele większy niż łóżko, które się w nim znajduje:)




                   Na zdjęciach widać, że pokój to praktycznie łóżko plus 30,40 cm przestrzenii między drzwiami, a wyrem:) Jeśli ktoś ma jakieś zapędy klaustrofobiczne, to zdecydowanie nie polecam tego typu hoteli.
                   W ogromnym budynku, w którym mieścił się mój hotel, mieściło się również kilkadziesiąt innych tego typu noclegowni. Po prostu jeden wielk biznes. Parter, gdzie była część, nazwijmy to usługowa, znajdowało się takie małe Hinditown. Sami Hindusi prowadzący różnego rodzaju biznesy. A to zegarki, a to garnitury, a to inne pierdoły. Strasznie męczące było ciągłe mówienie " no, thanks", więc wpadliśmy na pomysł, żeby mówić po chińsku, że nie rozumiemy po angielsku. Lepiej skutkowało i dawało więcej frajdy:) Miny Hindusów bezcenne. Generalnie w HK trzeba mieć raczej silne nerwy.
                   Mieszkaliśmy w Tsim Sha Sui w Kawloon. Miejsce raczej bogate, choć kontrastów nie brakuje. To tutaj najlepiej podziwiać Symfonię Świateł, tutaj można przejść się po alei gwiazd, tutaj też można zrobić zakupy w salonach takich jak: Rolex, Gucci, Prada itd. Z drugiej strony też można przespać się w tanim hotelu, zjeść kebaba itd.
                    Symfonia Świateł to dość ciekawie zapowiadająca się atrakacja. Ze specjalnej promenady można podziwiać ogromne drapacze chmur znajdujące się na wyspie Hong Kong. Jest ich mnóstwo, robią niesamowite wrażenie, szczególnie w nocy. Widowisko polega na tym, że w rytm muzyki drapacze chmur przedstawiają kombinację iluminacji, grę świateł itp. 


         
              Na filmiku można zobaczyć, mniej więcej, jak to wygląda. W moim osobisty odczuciu to miejsce ma tak ogromny potencjał, że możnaby jednak przygotować coś bardziej spektakularnego.
             Tak naprawdę po pierwszej minucie nie ma co oczekiwać na nic nowego. Mimo, że warto to zobaczyć, oczekiwałem więcej.
              Była to chwila dobrej widoczności. Przez kolejne 2 dni z tego samego miejsca dosłownie nie było widać wyspy, a jest to odległość kilkuset metrowa.
              Potem był jeszcze spacer aleją gwiazd. Niestety gwiazdy były raczej chińskie, więc słaba opcja. Pamiętam tylko Jackie Chan`a oraz, w tamtym momencie, zupełnie nieznanego mi człowieka o pseudonimie "Sam Hui". Tak bardzo wryła mi się w psychikę ta postać, że niewiele póżniej wypatrzyłem w metrze jego plakat.

                 


                Tym akcentem zakończę posta, a więcej o przygodach w Hong Kongu w kolejnych odsłonach...





Spodobał Ci się ten artykuł???


Oto kilka innych, dotyczących Hong Kongu i nie tylko:
Hong Kong cz. 2
Hong Kong, cz. 3
Chińskie zabawy na plaży [+18]
Foshan- Świątynia Przodków
Delta Mekongu





10 komentarzy:

  1. Och, Hong Kong. Miałam znajomą, która tam mieszkała i prowadziła bloga. Niestety straciłam z nią kontakt.
    To prawie jak całkowicie inny świat. Zawsze chciałam tam pojechać, nawet po to by po prostu chwilę tam pobyć. Fantastyczny widok i czekam na kolejne posty o Hong Kongu, bo jestem ich bardzo ciekawa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam wrażenie, że tam jedzie się po to, żeby tam pobyć choć przez chwilę. Na dłużej to nie moja bajka,

      pozdrawiam

      Usuń
  2. Jako odwieczny fan wielkich metropolii, a w szczególności drapaczy chmur, Twój post sprawił, że mój widok na centralny Londyn z wysokości 200 metrów przestał robić na mnie jakiekolwiek wrażenie. Chyba najwyższy czas znaleźć sobie nową metropolię...i rozejrzeć się poza Europę/pozdr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tobie pewnie bardziej ten lifestyle przypadłby do gustu niż mi:D

      pozdr

      Usuń
  3. Radek a do Sinagpuru się nie wypieracie? Jak się tu pojawicie zrobię Wam wycieczkę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kurde ja to bym jeszcze raz pojechała to Hong Kongu tylko to by zobaczyć widok z Victoria Peak i zahaczyć o plażę :)

    Kasia Cz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja musiałem niestety odłożyć Victoria Peak na następny raz:(

      pozdr

      Usuń
  5. Aż się łezka w oku kręci jak to czytam.. :)) ehhhh... chciałoby się wrócic.. i też miałam "klaustrofobiczny pokój" w HK ;)
    Przyjemności! :)
    Werka

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak pokoje w budzetowych hotelach na Nathan Road - niezapomniane wrażenie..:)

    Ja osobiście HK uwielbiam spedziłąm tam w sumi eponad tydzień i chetnie bym tam zamieszkała - parki i baseny na dachu centrum handlowego, czy też japońskie ogrody w centrum miasta można spotkac tylko tam:)

    OdpowiedzUsuń