środa, 24 lipca 2013

"Samotne" podróżowanie po Chinach

                        Kilka osób zapytało mnie czy mi się tak chce samemu podróżować? Po pierwsze, nie jestem żadnym specem w tej dziedzinie. Są ludzie, którzy potrafią samotnie np. przejechać Chiny motorem - http://www.iloveyourmici.pl. Ja rzeczywiście trochę też mam na koncie, ale właściwie niewiele.
                        Po drugie z mojego doświadczenia wynika, że samotna podróż, jeśli nie jest naprawdę samotną ekspedycją na biegun północny, różni się tylko tym od podróży "zwykłej", że podróż "zwykłą" rozpoczynamy i zapewne zakończymy w podobnym, blisko zaprzyjaźnionym gronie. Podróż samotną natomiast zaczynami sami, ale w jej trakcie na drodze "samotnika" pojawia się mnóstwo ludzi, którzy zostają tylko na chwilę albo na trochę dłużej.
                        Wiem, że jeśli nawet jadę sam, to po drodze ktoś się "napatoczy" i już sam nie będę. Tak było za każdym razem kiedy wykopywałem swój tyłek w nieznane.
                        Tak też było i tym razem. Kilka dni w górach, a ile poznanych ludzi- trudno zliczyć. Gdyby nie bariera językowa byłoby jeszcze więcej. A i tak niesamowite jest ilu podczas tak krótkiej wyprawy spotkałem mówiących dobrze po angielsku Chińczyków.
                        Najlepsze w podróżowaniu "samotnym" jest to, że nie trzeba się na nikogo oglądać. Prawdziwa wolność. Jeśli chcę jeszcze coś zobaczyć to idę i patrzę, jeśli jestem zmęczony- odpoczywam itd. itp. Każdy wie, że im większa grupa tym trudniej wszystkich zadowolić. A tak jestem sam i jestem w 100% zadowolny, bo zrobiłem i zobaczyłem tylko to, na co tylka ja miałem ochotę.
                        Poniżej ludzie, którzy na krócej lub na dłużej pozwalali mi zapomnieć, że jestem SSSSAAAAMMMM!!!!!



                       Ojciec i syn. Syn wypytywał mnie ciągle " a byłeś w Japonii, a byłeś w Nowej Zelandii, a byłeś USA???". Wyraźnie mu nie pasowało, że Biały a nigdzie nie był:)


                       Powyżej tragarz z dwoma workami cementu. Na górze budują jakąś świątynię, a windy ni ma... Nie zazdroszczę


                       Zdjęcie powyżej. Przyjemności poznania akurat nie miałem, ale tak wysoki obcas nieczęsto można zobaczyć w górach( no chyba, że na szlaku do Morskiego Oka:)




                     Te pięć dziewczyn poznałem pod koniec. Wprawdzie tylko jedna z nich mówiła po angielsku, ew. tylko jedna z nich nie bała się do mnie odezwać, ale były całkiem pozytywnym urozmaiceniem:)


                 
                        Koledzy powyżej, gdy dowiedzieli się, że jestem z Polski chcieli mnie przekonać, że to wciąż komunistyczny kraj:) Chyba nie mieli racji, co???


                       Poniżej gwiazda wieczoru:) Taka trochę różowa księżniczka:)


                   


Spodobał Ci się ten artykuł???


Oto kilka podobnych, dotyczących podróżowania:
DanxiaShan cz.1
Hainan- chińskie Hawaje
Hong Kong- co zabaczyć? Nic, bo pada!






3 komentarze:

  1. To się zgadza, że cięzko być samemu, a zwłąszcza podróżując po Azji. Niby taki ogromny kontynent, a te ścieżki się ciągle gdzieś krzyżują. Kiedyś z pewną parą spotykaliśmy się na trasie 3 razy podrózując po Malezji. Z pewnym Niemcem poznaliśmy się na Krabi, a ponownie spotkaliśmy po tygodniu w Bangkoku, wcale się nie umawiając:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podczas wycieczki do Sajgonu poznałem Polaka. Umówiliśmy się na spotkanie w Hanoi( gdzie pracowałem), tyle, że jakoś zapomnieliśmy się wymienić numerami telefonów. Po tygodniu i tak się spotkaliśmy na największym bazarze w Hanoi.

      każdy może sypnąć podobną historią, jak z rękawa.
      i to jest dość fjn.

      pozdrawiam

      Usuń
    2. Ja tam WOLE podrozowac sama. Nikt mi rano nie smedzi, ze nie chce robic tego czy owego, albo, ze moje plany mu (bo to zazwyczaj jest "on") sie nie podobaja. Wiec jezdze po swiecie sama i tak mi to pasuje najlepiej. I masz racje, zawsze mozna poznac wielu ludzi po drodze. Ja do dzis utrzymuje kontakt z Japonczykami, ktorych poznalam w Palau.

      Usuń