
Pisałem już kilka razy o kulturze picia alkoholu wśród Chińczyków. Albo w zasadzie o jej braku, bo jakoś rzadką rozrywką wśród chińskiej społeczności jest plotkowanie przy browarze czy robienie czegokolwiek przy browarze.
Zaznaczam, że to tylko moje obserwacje. Czytałem na innych blogach, że spotkania biznesowe, na przykład, upływają pod znakiem báijiǔ. Przy innych okazjach też się pije, ale do tej pory nie widziałem, żeby ktoś się zauważalnie "ubzdryngolił".
Zawsze wyjeżdzając w dalekie kraje mam spakowaną butelkę żubrówki. Taka to już tradycja. Owa butelczyna była już ze mną i w Kenii, i w Wietnamie, no i teraz w Chinach. Oczywiście nie ta sama butelczyna. Każda z wcześniejszych została skonsumowana w mniej lub bardziej szokujących okolicznościach.
Wiąząc "sprzęt' do Chin miałem świadomość, że nie będzie łatwo znaleźć chętnych do konsumpcji spośród znajomych mi Chińczyków.
Jako, że wróciłem po ponad miesiącu niebytnośći zaprosiłem znajomych do siebie na małe spotkanko. Oczywiście oprócz różnego rodzaju przekąsek, przyniesionych przez znajomych, głównym trunkiem było piwo. Po kilku "pięćdziesiątkach" piwa- tak się pije tu piwo, nabrałem odwagi do zaproponowania zebranym żubróweczki. Wszyscy spróbowali, wszystkim smakowało i po sprawie! W zasadzie właśnie tak było.
Zupełnie niespodziewanie jeden z chińskich kolegów poprosił o jeszcze. Na zdrowie- pomyślałem, a może też powiedziałem!
Od tego momentu kolega odstawił piwo i przez resztę wieczoru polewał sobie naszej żubróweczki i sączył powoli niczym jakiś eliksir lub nalewkę "babuni"
Po wypiciu prawie całej flaszki był dalej bardzo rześki, może nawet bardziej niż zwykle:) Na pewno zadał kłam tym, co mówili, że Chińczycy nie potrafią pić. Może nie od razu wszysycy, ale tragedii nie ma!
Morał z tego taki, że kumpla "od kieliszka" można znaleźć wszędzie, byleby tylko za często nie wpadał na wódeczkę:)
A ja po kilku dniach zostałem bez polskich artykułów spożywczych, których wcale nie mało nawiozłem.
Spodobał Ci się ten artykuł???
Wiąząc "sprzęt' do Chin miałem świadomość, że nie będzie łatwo znaleźć chętnych do konsumpcji spośród znajomych mi Chińczyków.
Jako, że wróciłem po ponad miesiącu niebytnośći zaprosiłem znajomych do siebie na małe spotkanko. Oczywiście oprócz różnego rodzaju przekąsek, przyniesionych przez znajomych, głównym trunkiem było piwo. Po kilku "pięćdziesiątkach" piwa- tak się pije tu piwo, nabrałem odwagi do zaproponowania zebranym żubróweczki. Wszyscy spróbowali, wszystkim smakowało i po sprawie! W zasadzie właśnie tak było.
Zupełnie niespodziewanie jeden z chińskich kolegów poprosił o jeszcze. Na zdrowie- pomyślałem, a może też powiedziałem!
Od tego momentu kolega odstawił piwo i przez resztę wieczoru polewał sobie naszej żubróweczki i sączył powoli niczym jakiś eliksir lub nalewkę "babuni"
Po wypiciu prawie całej flaszki był dalej bardzo rześki, może nawet bardziej niż zwykle:) Na pewno zadał kłam tym, co mówili, że Chińczycy nie potrafią pić. Może nie od razu wszysycy, ale tragedii nie ma!
Morał z tego taki, że kumpla "od kieliszka" można znaleźć wszędzie, byleby tylko za często nie wpadał na wódeczkę:)
A ja po kilku dniach zostałem bez polskich artykułów spożywczych, których wcale nie mało nawiozłem.
Spodobał Ci się ten artykuł???
Oto kilka innych dotyczących kultury picia w Chinach:
Jak zdobyć Browara na chińskim basenie:)
Parę słów o chińskim piwie.....
"Wódka" ryżowa