środa, 5 czerwca 2013

Śniadanie pod domem

                       
                        Wokół mojej chińskiej "hacjendy", na bazarku, można spróbować wszelkich smakołyków. Szczególnie dużo różnego rodzaju miejscówek jest w porze śniadaniowej. Wtedy to naród budzi się do życia  i potrzebuje energii na kolejną zmianę w fabryce, na budowie albo przy innym zajęciu. 
                        Ja akurat dość rzadko z tego korzystam, bo nigdy nie mam z rana czasu. Przestawiam budzik o kolejne 10 minut, więc pozostaje mi jedynie na "umycie zębów"i dojazd na moją "zmianę".
                        Jednak ostatnio w niedzielę, mimo że to dzień wolny, wstałem, nie wiadomo czemu, o 9.oo i mogłem się wypuścić na chińskie śniadanie.
                              Tym razem wybór padł na "wielkiego noodla"- jest to moja nazwa robocza, bo nie wiem jak to nazwać po chińsku.
                       


                       Po pierwsze Pani rozprowadza masę( pewnie woda, mąka i sól) po takim sporym naczyciu.


                 Następnie dodatki, czyli troszkę mięsa, więcej zieleniny- czegoś w rodzaju szczypiorku.


                 Potem taca wędruje do takiej maszyny ew. piekarnika.


                 Po kilku chwilach,  z drugiej strony, wyjeżdźa prawie gotowe danie.



                Przy pomocy skrobaczki Pani zbiera to, co nadaje się do zjedzenia.



                 Taki to trochę naleśnik. Poniżej efekt końcowy, z dodatkiem sosu sojowego.





                         Rzecz bardzo prosta, jak bardzo prosta tak samo smaczna. Wprawdzie 1 porcja jest trochę  mała, ale za to cena niewygórowana (3-4 julki) więc można przyjąć więcej:)
                         Żeby mi się jeszcze zachciało wstawać 10minut wcześniej to byłoby wspaniale...






Spodobał Ci się ten artykuł???


Oto kilka podobnych dotyczących kuchni chińskiej:

Na chińskim bazarze
Że niby post kulinarny...
Prawie jak....
Krótka wizyta w Syczuanie




13 komentarzy:

  1. Wszystko wygląda pysznie !
    A takiego śniadania po za domem można tylko pozazdrościc ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. ślina cieknie po same kostki...:P uwielbiam takie jedzenie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest to przekąska z makaronu ryżowego, która nazywa się juanfen 卷粉 :) Podobne mamy w Yunnanie, popularne są też w Wietnamie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co ja bym zrobił bez bardziej doświadczonych kolegów i koleżanek:)

      Jutro spytam jak to tutaj nazywają..

      pozdr

      Usuń
  4. :)Było rano to brak zupy chmielowej Ci wybaczam.Jeden nawet dwa takie "naleśniki" nie są dużym wydatkiem jak piszesz.Do tego wszystkiego smaczne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zupa chmielowa z rana jakoś mi nie podchodzi,
      co innego wieczorem:)

      pozdrawiam

      Usuń
  5. o cholera, chyba nigry tego wynalazku nie widzialem. Nalesnikow oczywiscie sporo, ale wtakiej wersji to jeszcze nie... poludniowa specjalnosc?
    pzdr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to Ty nie urzędujesz w Guang`dongu???

      Usuń
    2. Ja w Henanie urzeduje, 2lata w Zhengzhou, i teraz 2gi rok w Pingdingshan. Cos mnie z tego Henanu wywiac nie moze, mimo ze na 3ciej uczelni juz robie...
      pzdr

      Usuń
  6. Pozdrowienia z Kambodży ;)
    U mnie też są różne dziwne rzeczy ale bardziej makaronowe.
    No ale jedzenie na ulicy bezapelacyjnie rządzi!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pod tym względem Azja rządzi:)

      u nas to tylko na kebaba można pójść:(

      Usuń
  7. Tego ulicznego jedzenia to Ci szczerze zazdroszczę. Zjadłoby się takiego Wielkiego Noodle'a :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to musisz kiedyś wpaść i popróbować:)

      pozdrawiam

      Usuń