Drugi dzień musieliśmy rozpocząć dość wcześnie z uwagi na główny cel wycieczki, czyli zdobycie wizy, innymi słowy uzyskanie przepustki do Ziemii Obiecanej, jaką w tym momencie Chiny dla mnie są:)
Zdobycie wizy jest stosunkowo łatwiejsze w HK, więc jakby ktoś potrzebował namiary na agencję, w której można to zrobić, proszę pisać na priv. Po 8.oo rano trzeba oddać paszport w dobre ręce, a po 14.oo go z tych rąk odebrać za godziwą opłatą- rzecz jasna! Na szczęście wszystko przebiegło pomyślnie, adrenalina oczywiście była, ale tym razem jeszcze niepotrzebnie.
Zaraz po śniadaniu stwierdziliśmy, że na cel poranny najlepsza będzie wyspa Hong Kong, czyli miejsce, gdzie znajdują się te wszystkie wieżowce podziwiane przez nas dzień wcześniej podczas Symfonii Świateł.
Początkowo znaleźliśmy się nie wśród drapaczy chmur, jeśli w ogóle można użyć takiego stwierdzenia w stosunku do HK, a raczej w okolicy trochę innej, mianowicie, Western and Central District. Miejsce chyba najbardziej znane z obszaru zamkniętego w kilku przecznicach- SoHo. Nazwa bierze się stąd, że jest to południowa część Hollywood Road( ang. South Of HOllywod road). Jest to miejsce nastawione na konsumpcję, mnóstwo knajpek, kawiarenek, restauracyjek itd. Co ważne, można znaleźć mnóstwo różnych kuchni od chińskiej przez włoską po japońską itd.
Oczywiście wyjdę na frajera, który wybrał się do SoHo o 9.oo rano. Przyznaję się bez bicia, wszystko było pozamykane na cztery spusty, także oprócz tego, że widziałem wiele miejsc, to żadnych większych doświadczeń z tym miejscem nie posiadam.
Rozstawione za to były różnego rodzaju bazarki, a miejsce samo w sobie tętniło życiem.
Po kilkunastu minutach znaleźliśmy się w centrum "oka cyklonu", czyli w rejonie, gdzie można dostać zawrotu głowy od samego patrzenia w górę. Same drapacze chmur. Największe światowe korporacje prześcigające się w wysokości i kształcie swoich siedzib. Co ciekawe, oprócz pojawiających się czasami turystów, miejsce jest jakby puste. Nie ma się co dziwić, wszyscy "w robocie":) Jak "wylezą" na lunch koło południa, to pewnie nie ma gdzie szpilki wcisnąć:D
Zdjęcia nie oddają tej przytłaczającej megalomanii. W każdym razie trudno mi to porównać do jakiegolwiek z innych miast jakie widziałem.
Minusem było to, że często padało, a jak nie padało, to wiało i było zimno, także mimo wielu wrażeń nie był to najprzyjemniejszy poranek w moim życiu;) CDN...
Spodobał Ci się ten artykuł???
Spodobał Ci się ten artykuł???
Oto kilka innych, dotyczących Hong Kongu i nie tylko:
Hong Kong- co zabaczyć? Nic, bo pada!
Hong Kong, cz. 3
DanxiaShan cz.1
Park Krajobrazowy Nanling
Tunele pod Cu Chi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz