Naprawdę ciekawym doświadczeniem jest robienie zakupów w supermarkecie, gdzie ani słowa po angielsku, ani w żadnym innym zrozumiałym języku. Tak, więc wszystko kupuje się na tzw. "czuja".
To mi wygląda na proszek do białego? Biorę! To mi wygląda na chipsy paprykowe? Biorę! I tak ze wszystkim, czasami się trafi, czasami nie, różnie to bywa, ale generalnie da radę!
Spytać też nie ma kogo, bo angielszczyzna, to tak jak u nas chińszczyzna. Wszyscy patrzą z ciekawości "co to za jeden?". ale pomocy znikąd!
Dzisiaj na ten przykład miałem zadanie bojowe pt. zakup myszy laserowej do laptopa. Udało się! O to ona:
No i teraz każdy myśli "Wow, wielkie wydarzenie myszke se kupił!?!"
Dla wyjaśnienia tył powyższego opakowania:
Daję słowo, myślałem, że się przewrócę z wrażenia!:D
Haha.. a to już niezły wyczyn znaleźć w Azji elektronikę z polską instrukcją :D
OdpowiedzUsuńAż mi głupio, że się ostatnio ekscytowałam, że kupiłam w Holandii plastikową miskę wyprodukowaną w Polsce
po lewej stronie była jeszcze instrukcja po hiszpańsku:D
OdpowiedzUsuńcoś mi się wydaje, że ta partia towaru trafiła tu przez przypadek,
pozdrawiam
Super :)! Hi hi :), a zorientowałeś się przed kupnem, czy po? ;)
OdpowiedzUsuńps. usuń proszę weryfikację obrazkową w komentarzach, bardzo utrudnia dodawanie tychże.
Z przyzwyczajenia obróciłem pudełko licząc, nie wiem, na co,
OdpowiedzUsuńa tu taka bomba!
pozdrawiam